9.
“Dla mnie życie to oczy, a każde opuszczenie powiek zbliża nas do śmierci.”
Zapiski z zeszytu autora
“Wesela zazwyczaj są hucznymi, drogimi imprezami. Przy wypełnionych stołach zasiadają rodziny i znajomi ubrani w reprezentacyjne ciuchy. Siadają i wymlaskują jedzenie z misek, siorbią zmrożoną wódkę i przekrzykują się twarzami wysmarowanymi czerwonością. Później czerwoność swoją upuszczają w tańcu. Kręcąc się, tupiąc i dysząc… Tak żyją ludzie”
Dziennik podróżnika międzyplanetarnego 2022 r.
Wesele Ziemka i Katarzyny było skromniutkie, ludzi było około dwudziestu. Głównie znajomi Katarzyny, bowiem ani Katarzyna, ani Ziemowit rodziny swojej nie znali. Los połączył dwie sieroty. Dlatego może ich miłość była taka silna? Nigdy nie doświadczyli miłości nigdy nie zaznali oparcia, aż do poznania siebie. Wybuchnęli oboje jak wulkan, który budzi się do życia. Złączyli się jak zastygnięta lawa – na zawsze.
Kasia siedziała ze szkolnymi koleżankami przy stole. Głównie wspominały szkolne czasy.
– Kaśka, a pamiętasz jak polonistce wysypałyśmy skruszoną kredę na fotel i ona na to usiadła?
– Tak, pamiętam to, chodziła później z białą dupą po korytarzu, a my krzyczałyśmy za nią, “Madonno”. O co chodziło nam z tą Madonną co? – Kasia śmiejąc się dolała koleżance Karolinie wina.
– Kaśka tyle wystarczy, nie lej mi więcej. Nie mogę się upić, jutro po południu muszę zawieść ojca do lekarza.
– O! Mam nadzieję, że to nic poważnego – dołączyła się do rozmowy trzecia koleżanka, Anna.
– Nie, nie. Tylko jakieś kontrolne badania na szczęście.
– Lubiłam Twojego ojca. Dawno go nie widziałam… Co u niego? – Kasia spytała troskliwie.
– On też Cię Kaśka bardzo lubił. Gdybyśmy mieli większe możliwości. Na bank by Cię adoptował. A tak, to wszystko u niego w porządku. Dalej składa modele i dalej rzeźbi figurki z drewna.
– O tak… Pamiętam, zawsze zabierał nas do piwnicy i opowiadał różne ciekawostki na temat figurek lub modeli. Pamiętam jak Anka usiadła na jeden samolot. Ale Anka miałaś wtedy minę. – Kaśka parsknęła śmiechem
– Nic mi nie mów. Prawie się popłakałam. Myślałam, że wyrzuci mnie na kopach z domu. A on tylko uśmiechnął się i powiedział, że dopadło jego model zgrabne działko przeciwlotnicze. – Anna odpowiedziała Kaśce.
– Puściłaś buraka wtedy. Pamiętam – wtrąciła Karolina.
– Anno, ale powiem Ci szczerze, że dalej masz niezłe działko przeciwlotnicze – Kasia klepnęła koleżankę, (która akurat wstała w celu złożenia toastu) w tyłek.
– Proszę wszystkich o uwagę. Chciałabym złożyć toast za młodą parę. Życzyć im…
– Czekaj na mnie Aniu. Już idę. – Ziemek objął Katarzynę w pasie i stanął za nią.
– Dobra. Życzę wam wspaniałych chwil, dużo kasy i dzieci. Proszę was nie zmieniajcie się, bo jesteście super! – Anna uśmiechnęła się szeroko i dodała.
– No to zdrówko!
– Zdrówko!
– Zdrowie!
Kieliszki z winem, szampanem i wódką przechyliły się i wylały swoją zawartość do gardeł, jak jakiś szamański rytuał, który miał przynieść młodym szczęście.
-Kasieńko, pójdę na chwilę do łazienki! Jakoś źle się czuję. Muszę się ochlapać zimną wodą. To chyba przez stres – ucałował Ziemek Katarzynę.
– Dobrze Kochanie. Ja tu zostanę z dziewczynami okej?
– Pewnie. Zaraz wracam.
Ziemowit udał się do łazienki. Ziemowit miał obawy, najgorsze obawy jakie mogły go odwiedzić w dzisiejszym dniu. Wydawało mu się, że te straszne duchy, te obrzydliwe mary, mają zamiar dzisiaj go odwiedzić. W łazience Ziemek stanął przed lustrem, popatrzył na swoją twarz. Jestem szczęśliwy, jestem szczęśliwy powtarzał do siebie jak mantrę, która miała uchronić go przed najgorszym. Proszę! Dajcie mi spokój… Proszę. W lustrzanym odbiciu zobaczył jak z jego nosa, wydostaje się powolutku, mały duszek. Jak przeciska się przez cienką dziurkę, by wyjść na wolność. Ziemek odkręcił szybko zimną wodę i włożył do zlewu głowę. Może to pomoże, pomyślał. Trzymał głowę dość długo, wyciągnął ją i jeszcze raz przejrzał się w lustrze. Nie ma ich! Udało mi się! – cieszył się Ziemek, lecz nie na długo. Nagle poczuł niesamowity ból głowy. Zemdlał… Ocknął się po kilku minutach. Otworzył oczy i zobaczył jak przy suficie kręcą się okropne cienie, syczące duchy. Słyszał ich upiorny śmiech. Chciał wołać Katarzynę na pomoc, lecz na jego ustach wylądował, czerwony okropny duch, nie miał twarzy, tylko wielkie dziury oczodołowe. Proszę! Proszę! Proszę!!! Ziemowit krzyczał w myślach. Latające duchy otworzyły szeroko okno, wpuściły do środka kilka upiorów, które od razu złowieszczo rzucił się na Ziemka. Czuł jakby rozrywały mu mózg, ból był okropny, poczuł smród palonego mięsa. Dwa upiory usiadły na gardle Ziemka i zaczęły go dusić. W oczach Ziemka nie było już walki, tylko łzy. Kasiu, Kochanie, Kasiu, kocham Cię powtarzał. Ostatkami sił poderwał się z podłogi i wyskoczył przez otwarte okno. Sala weselna znajdowała się na piątym piętrze. Ziemek zginął…
Dziewczyny coraz głośniej rozmawiały i coraz głośniej śmiały się z rzeczy niewiadomych, ale tak to już jest z alkoholem, daje nam wiele radości. Anka, Karolina, Małgosia zaczęły śpiewać wraz z orkiestrą. Piszczały, krzyczały, tańczyły. Tylko Kasia jakoś posmutniała, zasępiła się lekko.
-Kaśka wszystko w porządku? – spytała Karolina pochylając się nad przyjaciółką. – Jakoś tak posmutniaałaaś… – zaciągnęła alkoholowo Karolina
– Wszystko w porządku. Tylko Ziemek mówił, że źle się czuję. Poszedł do łazienki i jeszcze nie wrócił. A minęło już z dobre pół godziny. Może powinna pójść zobaczyć co z nim co?
– Pewnie. Idź, idź. Tylko wracaj szybko. Noc poślubna w kiblu, to nienajlepszy pomysł… Mówię Ci…
– A skąd Ty to możesz Karolcia wiedzieć? Przecież nie masz jeszcze męża.
-Ups. W takim razie to była jakaś inna impreza. Bynajmniej seks w łazience to nie najlepszy pomysł. Pamiętaj Kaśka!
– Głupia Karolcia jesteś jak nic! No to lecę do Ziemka. Paa! – Katarzyna udała się w stronę łazienek.
– Pamiętaj noc poślubna w kiblu to gówno! – krzyknęła Karolina za Kasią.
Kasia dla zgrywy pokazała jej środkowy palec.
Katarzyna otworzyła drzwi do męskiej łazienki i zawołała.
– Ziemek jesteś tutaj?!
– Ziemek!
Nikt się nie odzywał. Poza wodą lecącą z kranu, było zupełnie cicho. Może mnie nie słyszy przez tą wodę – pomyślała Katarzyna. Postanowiła wejść i sprawdzić co się dzieję. Pewnie poszedł do pokoju… Ale to nie pasowało do Ziemka na pewno dałby mi znać, że idzie się położyć…
-Halo! Ziemek?
Dalej cisza. Katarzyna weszła do łazienki. Było okropnie zimno. Okno było szeroko otwarte. Ale najdziwniejsze było to, że na ziemi leżał but Ziemowita. Coś tu się stało – wystraszyła się Katarzyna. Zakręciła wodę. Zapukała do drzwi kibelkowych. Cisza. Ależ tu zimno. Zamknę te cholerne okno – Kasia ze strachu stała się nerwowa. Zobaczyła go, leżącego na ulicy, była pewna, że to on. Oparła się o okno. Krzyk rozdzierający jej serce, usłyszało całe miasto… Koleżanki Katarzyny otrzeźwiały i ruszyły w stronę łazienek. Wiedziały, że wydarzyło się coś złego…
Katarzyna ocknęła się, jej niedowład trwał kilka sekund.
Ziemku Kochanie! Zieemeek! Krzyczała szaleńczo! Coś Ty zrobił najlepszego… Łzy wyrywały się z jej oczu, były naszpikowane żalem, cięły do krwi policzki Katarzynie. Nieeee! Nieeee! Nieeeeee! Katarzyna zrozumiała, że nie przeżyje tej straty, że bez Ziemka nie przeżyje nawet jednego dnia.
Kochanie, idę do Ciebie. Katarzyna wyskoczyła przez okno. Zginęła. Leżeli obok siebie, nieżyjący, zakochani. Krew z ich ciał płynącą po ulicy połączyła się w jedność i zastygła jak wulkaniczna lawa.
******
Po tej tragedii. Następnego dnia kelner palił w tym śmiercionośnym oknie papierosa. Spoglądał na ulicę. Nagle zauważył coś dziwnego. Na ulicy ze świecących drobinek, utworzyło się ogromne zdjęcie. Wyglądało jak wielki hologram. Na zdjęciu tym widać było Pana opierającego się o stodołę, Pan ten przytulał się do uśmiechniętej Pani. A na dole zdjęcia przy nogach dorosłych stało dwoje małych dzieci. Mała białowłosa dziewczyna i czarnowłosy chłopczyk. Uśmiechali się szczęśliwie. Kelner pomyślał, że to zdjęcie przedstawia naprawdę szczęśliwą rodzinę. Zgasił papierosa, zamknął okno i wrócił do pracy…
Koniec.